11.07.2005 :: 19:33
10 Lipca 2005r. DNI ŚWIDNIKA Tak naprawde nie wiem co się wczoraj wydarzyło. było dobrze. usmiechalam się bo byłam u boku kochanego mężczyzny na wspaniałym koncercie wspaniałego zespołu. T.Love rozbrzmiewał w naszych uszach a dookoła mnie stało mnóstwo twarz, lecz tylko ta jedna jedyna najwazniejsza. Dziwnych kilka chwil. D: "mogę zajśc Edkę od tyłu? Ja: "rób jak chesz!" D: "no kotek o co chodzi?" - zapytał jak zobaczył że mam kwaśną minę JA: "o nic" D: "to mogę?" Ja: "nie!" - nie chciałam zeby jakas inna dziewczyne obejmował. a pożniej... D: "To z dedykacją dla Doroty!" i pocałował mnie. nie wiem o co chodziło, już nie miałam okazji zapytać, bo później moje oczy jescze bardziej rozszerzyły się ze zdumienia: D: "idziemy pod scenę?" Ja: "nie. wolę zostać tu." D: "a ja moge?" Ja: "jak chcesz to idź!" ( aco miłam powiedzieć??!! zatrzymać choć mi się to nie podobało?? nie mogę go do siebie przywiązac!!, więc się zgodziłam z wielkim smutkiem) po chwili wrócił.. i miałam nadzieje ze moze pomyslam ze moze m ismutyno stac tak samej... kazdy sie z kims bawil, tak po 2 osoby a ja stalam jak ta idiotka sama... ale on wrócil tylko po to aby dac mi klucze , okulary i zegarek... zeby mu nie przeszkadzalo jak bedzie skakal pod scena... a ja naiwna myslalm ze moze do mnie :/ wiec dalej stałam jak ta idiotka sama, zasłuchana w słowa piosenek, myslami i wzorkiem szukajca jego ostaci, i z łzami na policzkach... Patrzyłam też jak Biskup bawi sie z Karolina, jak Dorota tanczy ze swoim facetem, Anka z Dużym, jak Edka podskakuje z Łachmim... a ja stałam sama i czułam się jak piąte koło u wozu... tak jakbym nie miała faceta... jakbym przyszla tu sama... Miałam chęc stamtad isc , uciekac jak najdalej... i sama nie wiem co mnie zatryzmało. Coś sprawiało ze stałam tam jak przykuta do ziemi... może to to ze nie chcilam przeszkadzac biskupowi i karolinie... trzymalam jej torebke a oni si etak dobrze zrazem bawili i nie chchialam chociaz im tego przerywac... ale jak zobaczylam jak idzie w moim kierunku.. jak wraca po 45 minutach... tak jeszce wieksze łzy mi w oczach stanęły... z usmiechem na twarzy nie podejrzewajac nawet ze jest cos nie tak... dopiero wtedy potrafilam nogi oderwać od ziemi.... oddałąm mu klucze zegarek, okulary, karolinie torebke... odwróciłam się i szybkim krokiem szłam w strone wyjscia... Pierwszy raz w zyiu nie chialam zeby mnie zatrzymał... Pierwszy raz chiałam od niego uciec tak naprawde i byłam tego pewna... Zatrzyamal mnie i jeszce zaczal krzyczec... Patrzylam na czlowieka ktorego nie znalam ... oczy rzucajace iskry... nawet ni epamietam co mowil... balam sie tego , moze balam sie jego... sama nie wiem. krzyczal na mnie to tak jakbym ja zawinila... tak jakby to wszytsko byla moja wina... Pozniej fajerwerki... Piekny widok... ale mysle ze bylby pieknijszy gdyby patrzec przez nie zamglone oczy... WIeczor sie skonczyl.. ja ani słowa... nie chchialam mowic.. bo jak przyszloby mi powiedziec choc słowo to znow bym sie rozryczala... chialam byc sama.. z dalek a od tego wszytskiego... A jednak rano się obudziłam, apierwsza mysla jak mi sie w glowie pojawila to "hm , czego nie puscil mi sygnalka jak szedl do pracy? eh pewnie nie mial czasu..." pozniej chwila otrzezwienia i pełnego rozbudzenia i ... "Boze przeciez wczoraj..." Eh... No właśnie co było wczoraj...??