11.07.2005 :: 18:41
........jak struna gitary ... gra choć łka........ 9 Lipiec 2005r. DNI ŚWIDNIKA. Nie potrafię tego powiedzieć, ale potrafie napisać. czasem mam wrażenie, że jednak jestem sama, mówie a On nie słucha, chcę wszystko powiedizeć ale ni wiem jak zareagujesz. eh, nie wiem jak. łzy mi ciurkiem spływają. nie potrafię myśleć o "teraz". przede mną mnóstwo myśli na temat przeszłości. te kilka sekund i wróciło wszytsko. "Wiki!" - tylko On tak na mnie wołał i tylko jego znajomi. zareagowałam jakby to bylo moje imię. a wcale nie czułam się tą osobą. to tak jakbym miała 2 osobowości. kiedyś potarfiłam się bawić. kiedyś usmiechałam się tak inaczej. to nie był uśmiech. JA się po prostu śmiałam z życia, z ludzi, z samej siebie. Nie wiedziałam, że sie można uismiechac. Papieros w rękę, dzinsy na dupie i rygorystyczne zasady (nigdy stringów, zero golenia okolic bikini, już nigdy nic na co nie będę miała ochoty). a dizś jestem inna. kiedys zdarzyło się coś co zmieniło moje życie. Nikt nie jest sobie w stanie wyobrzić jak bardzo. Pierwszy raz w zyciu wtedy poznałam znaczenie słowa obojętnośc. Nie było to jednak nieczym waznym, niczym co chicłabym pamiętac. wiec wymazałąm to z apimeici (może tylko nie dokonca. i czasem to wraca) Pamietam jednak tez duzo miłych rzeczy... piknik na stawach, zagłebocze, huśtawki. ALe i te inne inaczej: wesele , jego zdradde, moj odwet, wulgarny głos, dziwke, rzucanie krzeslem, pijaka, skacowanego człowieka w wełnianym golfie i dziurawych dzinsach z czarnym mercedesem, bez planów na przyszłość... A jednak siedząc na trawie szukam jego sylwetki bładząc zamyslonym wzrokiem po obcych twarzach. a w gloiwe mam ułożone co powiem , co zrobie ... tak bardzo chcę go spotkać.. i móc napluć w twarz, uderzyć choć raz. zadać bol by zakonczyc w koncu cos co nie daje mi żyć... I widze jak na jawie odchodzę z usmiechem na twarzy .. juz nic wiecej nie potrzebuje, juz zapomne cały ból... wkońcu dokończyłam niedokończone sprawy...